Śmierć dopada Bohatera Gracza. Przychodzi nagle, niespodziewanie, w złym momencie. Sesja potoczyła się po prostu w złym kierunku, a później wyniki na kościach nie dopisały. Koniec, kropka. Mistrz Gry prosi, abyś zaczął myśleć nad nowym bohaterem. Ty jesteś w szoku. Jakim cudem do tego doszło? Nie było epicko, nie był to nawet ciekawy moment sesji. Bohater Gracza leży martwy w błocie i nikt się tego nie spodziewał. Zdarzyła się wam taka sytuacja? Bo mi owszem i przyznaję, że cholernie mi się to nie spodobało.
Lubię swoich bohaterów. Podoba mi się gra nimi, potrafię się przyzwyczaić, rozwijam bohatera i mam wobec niego jakieś plany. W związku z tym, śmierć postaci, którą pielęgnuję jest dla mnie bolesna. Nie dlatego, że czuję więź emocjonalną z wyimaginowanym tworem. Ot, po prostu lubię go. Nikt nie czuje przyjemności,jeżeli ktoś nagle ucina przy korzeniu jego drzewko Bonsai. Zwłaszcza, jeżeli robi to bez możliwości ratowania sytuacji.
Na ostatniej sesji zginęła brutalnie moja postać. I jestem z tego powodu zły na Mistrza Gry. Nie dlatego, że postać zginęła. Jestem zły, ponieważ Mistrz Gry nie dał mi żadnej możliwości ucieczki z sytuacji. Opis wyglądał następująco:
MG: Facet uchyla drzwi i zaprasza cię do środka.
Gracz: Wchodzę, ale mam się na baczności.
MG: Twój medalion drga. W pomieszczeniu jest dwóch gości z kuszami. Odźwierny już planuje pchnąć cię mieczem. Masz trzy sekundy na decyzję.
Gracz: Uderzam znakiem w drzwi i uchylam się za drugie.
MG: Odrzucasz znakiem odźwiernego, ale goście strzelają z kuszy. Dostajesz bełtem w brzuch, ponieważ kusznicy mają automatyczne sukcesy. Padasz martwy na ziemię, nie ma sensu nawet rzucać kośćmi.
Gracz: … :/
Koniec historyjki. Moje zdziwienie było ogromne, więc żeby było sprawiedliwie proszę mistrza o rzut na obrażenia. Wiem, że z mechanicznego punktu widzenia mam szansę przeżyć. Wtedy Mistrz Gry deklaruje, że jeżeli ja chcę rzutu, to on automatycznie wpakowuje w mojego bohatera drugi bełt i wtedy nie mam szansy przeżyć. A w wypadku bez rzutu kośćmi może jeszcze się zastanowi, czy postać przeżyje.
Moim zdaniem Mistrz Gry popełnił karygodny błąd. Wprowadził mnie jako Gracza w niewiadomą sytuację, z której nie dał mojemu bohaterowi żadnej możliwości ucieczki. Powiem szczerze, że po sesji przeanalizowałem sytuację pod kątem mechaniki gry, oraz logiki wydarzeń. Nie miałem szansy w jakikolwiek sposób uniknąć śmiertelnej rany (czy to od miecza czy od bełtów). W związku z tym, zdenerwowałem się na prowadzącego. Powiem szczerze: TAK NIE WOLNO ROBIĆ. Gracz zawsze musi mieć możliwość ucieczki z danej sytuacji, lub musi się w nią całkowicie świadomie wpakować np. pojedynek z silniejszym przeciwnikiem. Możliwość śmierci postaci w takiej walce musi zostać jasno zakomunikowana. Pozwala to uciąć wszelkie późniejsze konflikty. Gracz świadomie kładzie los swojego bohatera na szali. W moim przypadku, nie miałem takiego wyboru. Fakt został stwierdzony i jest mi z tego powodu przykro. Przyznam, że jestem nawet wstanie posądzić Mistrza Gry o trochę złośliwości. Przypominam, że gdy poprosiłem o test, zagroził, że w takim razie dostaję dwa bełty w bebechy zamiast jednego.
Stąd polecam Mistrzom Gry zasadę z Wolsunga. W tym systemie bohater gracza może ponieść śmierć tylko i wyłącznie za zgodą gracza. To dobra zasada, ponieważ, nikt nikomu nie psuje wtedy zabawy.