poniedziałek, 16 stycznia 2012

Śmierć bohatera gracza



Śmierć dopada Bohatera Gracza. Przychodzi nagle, niespodziewanie, w złym momencie. Sesja potoczyła się po prostu w złym kierunku, a później wyniki na kościach nie dopisały. Koniec, kropka. Mistrz Gry prosi, abyś zaczął myśleć nad nowym bohaterem. Ty jesteś w szoku. Jakim cudem do tego doszło? Nie było epicko, nie był to nawet ciekawy moment sesji. Bohater Gracza leży martwy w błocie i nikt się tego nie spodziewał. Zdarzyła się wam taka sytuacja? Bo mi owszem i przyznaję, że cholernie mi się to nie spodobało.

Lubię swoich bohaterów. Podoba mi się gra nimi, potrafię się przyzwyczaić, rozwijam bohatera i mam wobec niego jakieś plany. W związku z tym, śmierć postaci, którą pielęgnuję jest dla mnie bolesna. Nie dlatego, że czuję więź emocjonalną z wyimaginowanym tworem. Ot, po prostu lubię go. Nikt nie czuje przyjemności,jeżeli ktoś nagle ucina przy korzeniu jego drzewko Bonsai. Zwłaszcza, jeżeli robi to bez możliwości ratowania sytuacji.

Na ostatniej sesji zginęła brutalnie moja postać. I jestem z tego powodu zły na Mistrza Gry. Nie dlatego, że postać zginęła. Jestem zły, ponieważ Mistrz Gry nie dał mi żadnej możliwości ucieczki z sytuacji. Opis wyglądał następująco:

MG: Facet uchyla drzwi i zaprasza cię do środka.
Gracz: Wchodzę, ale mam się na baczności.
MG: Twój medalion drga. W pomieszczeniu jest dwóch gości z kuszami. Odźwierny już planuje pchnąć cię mieczem. Masz trzy sekundy na decyzję.
Gracz: Uderzam znakiem w drzwi i uchylam się za drugie.
MG: Odrzucasz znakiem odźwiernego, ale goście strzelają z kuszy. Dostajesz bełtem w brzuch, ponieważ kusznicy mają automatyczne sukcesy. Padasz martwy na ziemię, nie ma sensu nawet rzucać kośćmi.
Gracz: … :/

Koniec historyjki. Moje zdziwienie było ogromne, więc żeby było sprawiedliwie proszę mistrza o rzut na obrażenia. Wiem, że z mechanicznego punktu widzenia mam szansę przeżyć. Wtedy Mistrz Gry deklaruje, że jeżeli ja chcę rzutu, to on automatycznie wpakowuje w mojego bohatera drugi bełt i wtedy nie mam szansy przeżyć. A w wypadku bez rzutu kośćmi może jeszcze się zastanowi, czy postać przeżyje.

Moim zdaniem Mistrz Gry popełnił karygodny błąd. Wprowadził mnie jako Gracza w niewiadomą sytuację, z której nie dał mojemu bohaterowi żadnej możliwości ucieczki. Powiem szczerze, że po sesji przeanalizowałem sytuację pod kątem mechaniki gry, oraz logiki wydarzeń. Nie miałem szansy w jakikolwiek sposób uniknąć śmiertelnej rany (czy to od miecza czy od bełtów). W związku z tym, zdenerwowałem się na prowadzącego. Powiem szczerze: TAK NIE WOLNO ROBIĆ. Gracz zawsze musi mieć możliwość ucieczki z danej sytuacji, lub musi się w nią całkowicie świadomie wpakować np. pojedynek z silniejszym przeciwnikiem. Możliwość śmierci postaci w takiej walce musi zostać jasno zakomunikowana. Pozwala to uciąć wszelkie późniejsze konflikty. Gracz świadomie kładzie los swojego bohatera na szali. W moim przypadku, nie miałem takiego wyboru. Fakt został stwierdzony i jest mi z tego powodu przykro. Przyznam, że jestem nawet wstanie posądzić Mistrza Gry o trochę złośliwości. Przypominam, że gdy poprosiłem o test, zagroził, że w takim razie dostaję dwa bełty w bebechy zamiast jednego.

Stąd polecam Mistrzom Gry zasadę z Wolsunga. W tym systemie bohater gracza może ponieść śmierć tylko i wyłącznie za zgodą gracza. To dobra zasada, ponieważ, nikt nikomu nie psuje wtedy zabawy.

5 komentarzy:

  1. Zasada z Wolsunga to jedno.

    ...a oszustwo ze strony Mistrza Gry to drugie. W podanym w tekscie przykładzie MG najzwyczajniej oszukał cię, ponieważ podjął decyzję bez rozstrzygnięcia za pomocą reguł gry. Innymi słowy, postanowił, że jego zdanie jest ponad reguły gry w którą graliście.

    To nawet nie jest stricte gamingowy błąd - to jest oszustwo, stawianie własnego widzimisia na piedestał. U takiego Mistrza Gry więcej bym nie zagrał.

    OdpowiedzUsuń
  2. "W tym systemie bohater gracza może ponieść śmierć tylko i wyłącznie za zgodą gracza."

    IMO wystarczy zdroworozsądkowa zasada dobrej zabawy i nieszkodzenia sobie nawzajem. To, co opisałeś wygląda na przypadek przerośniętego ego, railroadingu albo właśnie złośliwości. Czy w tej sesji zginęła tylko Twoja postać, czy było TPK?

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, a nie jest tak, że należało po prostu pociągnąć drzwi do siebie cofając się jednocześnie? Albo po prostu (zwłaszcza, jeśli ktoś je trzymał albo blokował) od razu odskoczyć w bok przed zrobieniem kroku przez próg, przez co automatycznie zniknąłbyś z pola widzenia przeciwników na chwilę wystarczającą, by się obrócić i dać drapaka (albo podjąć inne sensowne działania).

    Druga kwestia. Rozumiem, że nie miałeś absolutnie żadnych przesłanek wcześniej (tudzież nie przegapiłeś takowych jakimś nieprzemyślanym działaniem), że w tym pokoju może czaić się tego typu zagrożenie?

    Niezależnie od odpowiedzi na powyższe pytania zgadzam się, że MG powinien to rozegrać inaczej. Cóż, pewnie stracił gracza.

    OdpowiedzUsuń
  4. von Mansfeld,

    oszustwo to może trochę zbyt duże słowo. Ja nazwę to popełnieniem błędu podczas mistrzowania. U kolegi na pewno jeszcze zagram, ponieważ jego przygody są ciekawe. Niestety, nienawidzę walk prowadzonych przez tego Mistrza Gry. Jeszcze z żadnej nie udało nam się wyjść cało. Zawsze ktoś zebrał potężną ranę (prawie śmiertelną). Podczas walki u tego MG nawet uliczny chłystek dysponuje silnymi manewrami bojowymi itd. Pomimo tego, iż ja wcielam się w postać wiedźmina, manto potrafię dostać od byle kogo...

    Encu,

    co oznacza skrót TPK? W tej sesji walkę wcześniej prawie poległ mój kolega. Tylko, że on wchodził w rycerski pojedynek. Podczas tej walki było jasno powiedziane że może zginąć. Przeciwnik był na uczciwym poziomie, punkty również były liczone sensownie. Po rozmowie z graczem, który prawie poległ nie mogliśmy się do niczego doczepić.

    Natomiast po tym jak moja postać zaczęła się wykrwawiać, na ratunek ruszyła cała reszta drużyny i dostała masakrycznie w pupę od ukrytego w wieży maga. Sesję przerwaliśmy zanim wszyscy zdążyli trafić do piachu. Koledzy chcąc ratować moją postać rzucili się w ogień i raczej nikt nie wyjdzie z tego cało.

    Dzemeuksis,

    MG opisał odźwiernego jako zawalistego i silnego chłopa. Moja postać jest słaba, więc na pewno nie miałbym szans w teście siłowym z drzwiami. Gdy MG zadeklarował, że amulet mojego wiedźmina mocno się szarpie i kazał podjąć decyzję w 3 sekundy uznałem, że uderzenie znakiem Aard, na krótkim dystansie da mi pewnego rodzaju odrzut od drzwi. Powiedziałem, rzucam Aard w drzwi robiąc krok do tyłu.

    My wiedzieliśmy, że w tej wieży ma swoją siedzibę przeciwnik. Chcieliśmy go tylko pokonać sprytem. Udawałem zagubionego podróżnego, który chce przenocować. Moim celem nie było nikogo zabijać i robić masakry. To miała być podstępna inwigilacja bez rozlewu krwi.

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  5. Piastun

    Jeśli wiedzieliście, że to siedziba przeciwnika to wchodzenie tam było ryzykowne. Ale tu wchodzi kwestia zaufania, ja ufam mojemu MG i wiem, ze jeśli zginąłem to nie była to złośliwość. Może przeciwnik miał czujki na zewnątrz, może pdosłuchiwał was za pomocą zaklęcia, może macie zdrajce w szeregach albo po prostu zdesperowany wróg zabijał każdego wchodzącego. SPodziewając się własnie Was.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.