
Rynek RPG. Siedzę w polskim bagnie już całkiem spory kawałek czasu. Zaczynałem od Władcy Pierścieni: Gry przygodowej, Warhammera w miękkiej okładce, Kryształów Czasu, Dzikich Pól i Oka Yrrhedesa. Później przyszedł czas magazynu Portal i „mody” na gry gliwickiego wydawnictwa – Neuroshimę, Monastyr, Nową Falę. Równolegle z materiałami wydawanymi na papierze obserwowałem rozwój branży w Internecie. Pamiętam pierwsze strony internetowe specjalizujące się w Warhammerze, początki Valkirii i Poltergeista, stary dobry sklep Nostromo. Na pewno nie mogę o sobie powiedzieć, że jestem dinozaurem RPG. Ten tytuł zostawimy prawdziwym staruchom. Jednak wydaje mi się, że widziałem już dosyć dużo i bazując na wieloletnich obserwacjach mogę coś o rynku RPG powiedzieć. Wypowiem się z perspektywy fana RPGów, obserwatora i klienta, który od zajmuje się grami fabularnymi odkąd tylko pamiętam.
Po pierwsze, nie jestem pesymistą. Na rynku RPG jest dobrze pomimo tego, co mówią inni. Wiem, że osoby, które wydały w Polsce gry nie są zadowolone z uzyskanych wyników finansowych i sprzedanej liczby egzemplarzy. Widzę, że Wydawnictwo MAG wycofało się z gier fabularnych, Wydawnictwo Portal przestawiło produkcję na planszówki i karcianki, Galmadrin dłubie powoli, a Kuźnia (podobnie jak Portal) ma na warsztacie głównie planszówki. Każdy, kto choć trochę obserwuje rynek i czyta wypowiedzi twórców może odnieść wrażenie, że coś nie halo. Z drugiej jednak strony mamy wariatów pokroju Darkena, Marcina Lewickiego, małżeńskie wydawnictwo Menhir, Khakiego, Rafała Olszaka i wielu bloggerów. Ekipa wydała dobre gry swoimi siłami i odniosła sukces. Sprzedali mikro nakłady i otrzymali ciepłe recenzje swoich produktów. Ciężko jest na RPGach zarobić, można jednak zrobić coś dobrze i nie ponieść strat (zakładam, że ludzie poświęcają swój czas, ponieważ tego chcą).
Rynek RPG zmienił się diametralnie. Zresztą jak wszystko w około nas. Kiedyś w każdym dużym mieście były sklepy z RPGami. W chwili obecnej sklepów nie ma, jest za to wszędobylski Internet. Takie zjawisko może stwarzać wrażenie, że RPG opuściło świat – „Antek, kiedyś był sklep z gierami w naszym Sosnowcu, a teraz już go nie ma. RPG, czemu umierasz?” No tak, ale sklepów z butami też w okolicy nie ma, a jednak każdy w butach chodzi. W dzisiejszych czasach nie ma zapotrzebowania na stacjonarne sklepy specjalistyczne w naszym hobby. Jeżeli potrzebuję kupić grę RPG zaglądam do sklepów internetowych. Najczęściej jest w nich taniej, dodatkowo materiał przyniesie mi kurier wprost w mojej ręce. Czysty interes. Niby wszystko wygląda źle, a w rzeczywistości jest lepiej, wygodniej i szybciej.
Kolejną cegiełką wpływającą na negatywny obraz polskiego rynku RPG jest duża dostępność do materiałów z zachodu. Dzisiaj wchodzę w Internet, klikam „Buy” i w godzinę mam na swoim komputerze świeży .pdf z wyczekiwaną grą. Kiedyś jedynymi dostępnymi podręcznikami były te wydane po polsku. Gdy brakowało pieniędzy na oryginał trzeba było wspomóc się ksero, o które i tak było ciężko jak jasna cholera. Mając dostęp do rzeczy z innych krajów w nich zostawiam swoją krwawicę, zamiast przekazywać ją na konta polskich wydawców.
Trzy wymienione powyżej rzeczy mogą powodować, że ludziom zdaje się, że jest z RPGami źle. Moim zdaniem jest bardzo dobrze.
Z swojego doświadczenia wiem, że nie ma żadnego problemu z zebraniem drużyny do grania, czy to w realu czy za pomocą narzędzi online. Jestem szczęściarzem, ponieważ mam stałą ekipę do grania i nowych przygód przeżywać nie muszę. Gdy w moim życiu był epizod, iż potrzebowałem znaleźć ekipę w innym mieście nie zajęło mi to więcej niż kilka dni szukania. Wystarczyło wysłać parę maili i umówić się na spotkanie. Bardzo szybko spotkałem drużynę, która o Fandomie w Internecie nawet nie słyszała, a Poltergeist był dla nich duchem z niemieckiej mitologii. Ekipa grała sobie spokojnie w D&D, a później w Wiedźmina i miała w głębokim poważaniu polski rynek RPG. Druga ekipa natomiast namiętnie cięła w Warhammera i Świat Mroku. Ponownie, inne systemy nie były im potrzebne do szczęścia, co zapewne wpłynęło na wyniki finansowe kilku RPGowych Wydawnictw.
Trudno mówić mi o upadku RPG jeżeli jadąc na konwent zjAva do Warszawy czy Lajconika do Krakowa przez dwa dni gram w gry fabularne i tracę głos. Nie widzę upadku RPG, jeżeli na nikomu nieznany konwnet Bebok przyjeżdża ekipa z odległych miast i mówi, że będzie prowadzić sesję. Nie widzę złej kondycji rynku, jeżeli kickstarterowy projekt o bandzie włóczęgów w 1 dzień zdobywa 25 tys. dolarów. Jeżeli przez klub gier fabularnych na wsi przewija się więcej ludzi, niż przez niejedno miejskie stowarzyszenie, to dalej twierdzę, że RPG nie umiera.
Myślę sobie natomiast coś zupełnie innego. W Polsce trudno jak jasna cholera jest zrobić coś dobrego i w ładnym stylu. Portal ma piękne pomysły, ale Monastyr aż roi się od błędów. Rafał Olszak wydaje fajną Robotikę, ale psuje sobie PR. Strony internetowe projektów wołają o pomstę do nieba. Nie są dotrzymywane terminy, brakuje reklamy, wszystko jest robione jakby na kolanie. I przez to pieniądze klientów wędrują za zachodnią granicę. Bo tam jest lepiej szybciej i taniej. Albo ekipa stwierdza: po co kupować coś nowego, jeżeli będzie to gorsze niż stary Warhammer 1 edycja.