poniedziałek, 20 lutego 2012

zjAva 3 - podsumowanie


Emocje po konwencie zjAva już ze mnie opadły, czas na podsumowanie wyjazdu. Moja wizyta w Warszawie rozpoczęła się w piątek wieczorem. Zbieg okoliczności sprawił, iż w piątek przed konwentem swoją pracę magisterską obronił mój przyjaciel z czasów liceum. W związku z tym rzecz trzeba było odpowiednio uczcić. Fakt ten był początkiem końca…
            O 4.00 rano w sobotę położyłem się spać. Około 8.00 lekko zmęczony poczłapałem na konwent. Pani w sklepie z pieczywem widząc mnie własnoręcznie zrobiła mi kanapki. Uzbrojony w bułkę z szynką dotarłem na Grójecką i się zaakredytowałem.
W sobotę o 13:00 wraz z księdzem Markiem miałem przyjemność poprowadzić warsztaty o dark fantasy. Publiczność dopisała, co niesamowicie mnie ucieszyło. Uczestnicy byli otwarci na dyskusję i nie okazali agresji. Podczas przedstawiania własnej definicji dark fantasy trochę ugrzęzłem, ale w miarę szybko udało się uciąć temat i przejść dalej. Bardzo miły był fakt, iż Khaki postanowił nagrać warsztaty. Biorąc pod uwagę moją i Marka ruchliwość Khaki będzie poważnie żałował swojej decyzji i straconych gigabajtów dysku twardego kamery :P Sukcesem jest również to, iż ludzie nie opuszczali masowo warsztatów, a po zajęciach kilka osób powiedziało miłe słowo. Prawda o naszej prelekcji wyjdzie jednak na jaw dopiero podczas czytania internetowych komentarzy.
Również w sobotę o 15:00 prowadziłem sesję w Wiedźmina: Grę Wyobraźni. Przypadkiem wziąłem udział w konkursie Latające Spodki, lecz niestety nie zakwalifikowałem się do finału. Sama sesja wydaje mi się udana, lecz bez rewelacji. Gracze nie przerwali gry po godzinie. Niestety, nie ukończyliśmy scenariusza, ponieważ jeden z graczy (pozdrawiam Dridena, fajnie grałeś) musiał udać się na prelekcję, która prowadził.
O 19:00 musiałem opuścić teren konwentu, ponieważ byłem zmęczony jak koń po westernie. Poza tym zadzwonił do mnie świeży magister i zapowiedział, że muszę być na kolejnym dniu imprezy w mieszkaniu. Nie wypadało odmówić.
W niedzielę około 9:00 pojawiliśmy się wraz z imprezowiczami na zjAvie. Spróbowaliśmy zagrać w Munchkina, ale po 45 minutach rzuciłem kartami stwierdzając, że nudne to jak flaki z olejem. Bez Żołądkowej Gorzkiej nie polecam.
O 10:00 wziąłem udział w sesji Ezechiela i Ysabell „Kwiaty Bostonu”. Powiem tak… Było rewelacyjnie. Małżeństwo przygotowało wspaniały scenariusz kryminalny, który przez 5 godzin nie pozwolił mi się nudzić ani przez chwilę. Autorzy pokazali mi również jak należy prowadzić dobry kryminał. Sami byli świetni, a materiał, który przygotowali wbił mnie w ziemię. Nie chciałbym ich przechwalać, ale naprawdę szczęka mi opadła. Dzięki wielkie! Jeżeli ktoś z czytających te wypociny będzie miał kiedyś szanse zagrać u Państwa Zaród walcie jak w dym!
O samej organizacji zjAvy mówić nie trzeba. Miejsce do spania było, jedzenie było, papier toaletowy był, miejsce do gry było. Orgowie zrobili to co umieją najlepiej i nie można się do niczego przyczepić. Ci goście wiedzą co robią i jeżeli możecie z nimi współpracować to jesteście szczęściarzami.
Bardzo żałuję, iż z powodu ogólnego osłabienia organizmu nie zagrałem większej ilości sesji oraz nie udało mi się zintegrować z innymi uczestnikami konwentu. Niemniej Ksiądz Marek, Ysabell i Ezechiel to fajni ludzie i cieszę się bardzo, iż dane mi było ich poznać osobiście.
Aha, zapomniałbym o bardzo ważnym. W Pokoju Gier miałem okazję spotkać ludzi z grupy Nuke Damage. Goście pokazali mi prototyp swojej gry planszowej i zrobił on na mnie duże wrażenie. Kolega miał okazję zagrać i był bardzo zadowolony z gry. Zajrzyjcie na stronę Nuke Damage http://nukedamage.pl/Plan-wydawniczy/5/pl Uważam, że Ci ludzie szykują się do wejścia na rynek z czymś naprawdę mocnym!

1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.